rozwiń
Kancelaria prowadzi sprawy osób przebywających za granicą

Nasze

Aktualności

Aktualności prawne oraz informacje o kancelarii

Nasze

Doświadczenie

Zobacz nasze doświadczenie w zakładce o mnie

Profesjonalne

Porady prawne

Oferujemy Państwu profesjonalną i kompleksową pomoc prawną

Dowiedz się

O nas więcej

Dowiedz się więcej o naszym aplikancie Michale Ryczek

Aktualności

Nowa ustawa konsumencka co do zasady będzie korzystna dla konsumentów. Zmiany w przepisach będą się jednak wiązały z okresem przejściowym, w trakcie którego mogą występować problemy. Podstawowe: dwa reżimy obowiązujące przez kilka lat oraz brak właściwego orzecznictwa.  17 czerwca 2014 roku Prezydent Bronisław Komorowski podpisał ustawę o prawach konsumenta. Została ogłoszona 24 czerwca 2014 roku, jednak wejdzie w życie dopiero 25 grudnia 2014 roku, co wynika z art. 55. Sześciomiesięczne vacatio legis budziło wiele wątpliwości. Przeciwnicy tak długiego terminu wskazywali na fakt, że nowe przepisy są transpozycją unijnej dyrektywy 2011/83 w sprawie praw konsumentów, a ta – zgodnie z art. 28 dyrektywy - powinna nastąpić najpóźniej 13 czerwca 2014 roku. Zwyciężyło jednak stanowisko forsowane między innymi przez rzeczników praw konsumenta, to jest dłuższego vacatio legis. Jako kluczowy argument podawano, że do zmian muszą się przygotować takkonsumenci, rzecznicy, jak i przedsiębiorcy. Pierwotnie planowano okres trzymiesięczny, ostatecznie w przepisach końcowych ustawy znalazł się termin sześciomiesięczny.O samych zmianach w zakresie praw konsumenta napisano już wiele, więc wystarczy tu wspomnieć, że nowe regulacje są co do zasady korzystniejsze dla konsumentów, a w największej mierze dotyczą zakupów przez internet. Warto za to pochylić się nad dwoma ważkimi kwestiami, o których do tej pory wspominano niezmiernie rzadko, a już niebawem mogą nastręczać trudności. Grudzień jest miesiącem wzmożonych zakupów. Należy pamiętać, że do wszelkich zakupów dokonanych do 24 grudnia stosować należy obecne regulacje, to znaczy przepisy ustawy z dnia 2 marca 2000 r. o ochronie niektórych praw konsumentów oraz o odpowiedzialności za szkodę wyrządzoną przez produkt niebezpieczny oraz ustawy z dnia 27 lipca 2002 r. o szczególnych warunkach sprzedaży konsumenckiej oraz o zmianie Kodeksu cywilnego. Jest to wprost zaznaczone w nowej ustawie o prawach konsumenta. Dlatego też do końca 2016 roku – a w szczególnych konkretnych przypadkach nawet dłużej - niejako obok siebie będą istniały dwa reżimy prawne. Oznaczać to może zagubienie wśród konsumentów, którzy niekoniecznie będą wiedzieli, które przepisy ich dotyczą. Ponadto przed wyzwaniem postawieni zostaną przedsiębiorcy, którzy właściwie będą musieli przepisy stosować w odniesieniu do konkretnych przypadków. Okres świąteczny może stanowić wyzwanie dla właścicieli sklepów sprzedających w internecie – jak wiadomo przed Świętami Bożego Narodzenia zamówień jest najwięcej w roku, po świętach jest sporo zwrotów. A do tego począwszy od 25 grudnia 2014 roku strony www będą musiały być dostosowane do wymogów ustawy, przede wszystkim w zakresie informowania klientów o ich uprawnieniach. Dla wielu przedsiębiorców będzie to kłopot. Biorąc pod uwagę, że w Polsce istnieje około 14 tysięcy sklepów internetowych i większość z nich nie dysponuje wystarczającym zapleczem technicznym oraz prawniczym, warto przygotować się na liczne problemy występujące na linii konsument – przedsiębiorca.Drugą kwestią, o której niewiele się wspomina, a która już niebawem może być kluczowa dla rozstrzygania spornych spraw z zakresu praw konsumenckich, to kwestia uznawalności dotychczasowego polskiego orzecznictwa. Mając na względzie fakt, iż ustawa jest transpozycją dyrektywy unijnej, trzeba pamiętać, że głównym celem jest harmonizacja prawa wspólnotowego. Dlatego też dyskusyjne jest, na ile istotny jest dorobek orzeczniczy Sądu Najwyższego oraz sądów niższych instancji. Te rozważania mogą być szczególnie ciekawe w kontekście zmian w zakresie skutków odstąpienia od umowy zawartej poza lokalem przedsiębiorstwa. W obecnym stanie prawnym konsument ma prawo zwrócić rzecz w stanie co do zasady niezmienionym, z zaznaczeniem, iż dopuszczalne są zmiany w granicach tak zwanego zwykłego zarządu. Niniejsza klauzula generalna pozostawiała duże pole do interpretacji przez sądy, a co za tym idzie w praktyce kluczowe okazywało się orzecznictwo, a nie „suchy” przepis. W ustawie o prawach konsumenta uregulowano kwestię zwrotu trochę inaczej. Otóż konsument będzie ponosił odpowiedzialność za zmniejszenie wartości rzeczy będące wynikiem korzystania z niej w sposób wykraczający poza konieczny do stwierdzenia charakteru, cech i funkcjonowania rzeczy. Korzystanie w granicach zwykłego zarządu zostanie więc zastąpione przez korzystanie jedynie w granicach umożliwiających stwierdzenie charakteru, cech i funkcjonowania. Jaka jest różnica pomiędzy tymi pojęciami? Tak naprawdę nie wiadomo. Zgodnie z wytycznymi zawartymi w unijnej dyrektywie korzystanie pozwalające stwierdzić charakter, cechy i funkcjonowanie rzeczy oznacza w praktyce możliwość sprawdzenia rzeczy w takim zakresie, w jakim byłoby to możliwe w sklepie stacjonarnym. Tak więc dla przykładu można wyjąć telewizor z opakowania, podłączyć go i włączyć bez zmniejszania jego wartości, lecz nie można przez kilka godzin z niego korzystać. Odpowiada to dotychczasowej interpretacji pojęcia zwykłego zarządu przez polskie sądy. Wydaje się jednak, iż po wejściu w życie ustawy o prawach konsumenta sprawy bliźniacze do rozstrzyganych już przez polski wymiar sprawiedliwości, będą musiały być interpretowane ponownie.Nowa ustawa konsumencka niewątpliwie była potrzebna. Najbliższy czas może być jednak trudny zarówno dla konsumentów, jak i dla przedsiębiorców. Przed poważnym zadaniem postawiony został UOKiK oraz rzecznicy praw konsumenta, na których to w szczególności będzie spoczywał obowiązek informacyjny.    
Dłuższy tydzień pracy, zmiany w płacy minimalnej i umowach cywilnoprawnych – rząd, pracodawcy, a zwłaszcza związki zawodowe mają wiele propozycji na zmianę uprawnień zatrudnionych. Nie zawsze są one korzystne dla pracowników.  Pomysłów na zmianę prawa pracy w Polsce jest wiele, a ścierają się tutaj dwie opcje: wrażliwi społecznie (reprezentowani w Polsce przez związki zawodowe) chcieliby jeszcze większej ochrony zatrudnionych, ich oponenci (reprezentowani przez organizacje pracodawców) nie chcą do tego dopuścić, wskazując, że obowiązujące przepisy i tak związują ręce przedsiębiorcom i spowalniają rozwój gospodarczy.Obydwie siły próbują wywierać wpływ na rząd, a zgłaszane propozycje zmian są zazwyczaj wypadkową obydwu tych opcji. Część propozycji jest jednak na tyle kontrowersyjna (czytaj: radykalna), że nie mają szans na realizację. Oto kilka najgłośniejszych propozycji zgłaszanych w ostatnim czasie.1. Płaca minimalnaPolskie prawo gwarantuje wszystkim zatrudnionym na umowę o pracę minimalnewynagrodzenie, podnoszone co roku o wskaźnik inflacji. Jej podwyżkę może zaproponować także rząd, co niedawno zrobił - w 2015 roku płaca minimalna ma wzrosnąć z 1680 zł do 1750 zł. Niezadowolenia decyzji tej nie kryli niezadowolenia zarówno pracodawcy, jak i związkowcy. Przy okazji po raz kolejny rozpętała się dyskusja - która toczy się zresztą od lat - o tym, jak wysoka powinna być płaca minimalna, a nawet, czy powinna w ogóle istnieć.Według związków, podwyżka zaproponowana przez premiera jest zbyt mała a najniższa płaca powinna stanowić ponad 50 proc. przeciętnego wynagrodzenia i być od niego zależna, czyli wynosić około 1950 złotych. Jeżeli związkowcy musieliby iść na kompromis, to graniczną minimalną sumą jest 1800 zł brutto. Działacze wskazują, że w porównaniu z Europą nasza płaca minimalna jest wciąż niska.Pracodawcy oponują twierdząc, że poziom płacy minimalnej nie odbiega znacząco od podobnej relacji w innych krajach europejskich (chociaż obydwie strony powołują się przy tym na wyniki badań w UE, czasami te same, ale inaczej interpretowane) i oczywiście rządowa podwyżka im się także nie podoba. Organizacje pracodawców chciałyby w ogóle zlikwidować płacę minimalną, a w zamian zrezygnować z części podatków i innych danin w nich zawartych, zwiększając w ten sposób płace netto najniżej zarabiających. Business Center Club wysunęło też propozycję, polegającą na zróżnicowaniu wysokości najniższej pensji ze względu na wysokość bezrobocia i wielkość przeciętnego wynagrodzenia w danym regionie.Związkowcy odrzucają ten pomysł, skłaniają się natomiast ku dwóm innym propozycjom: zróżnicowaniu płacy minimalnej ze względu na branże (na przykład inne stawki dla fryzjerów, dla programistów czy dla pracowników biurowych) oraz minimalnej pracy godzinowej, która według OPZZ miałaby wynosić minimum 11 zł. Oczywiście w obydwu przypadkach nieprzekraczalną barierą miałaby być wysokość płacy minimalnej, najlepiej wyższej niż jest teraz.2. Wynagrodzenia będą jawneZwiązkowcy chcieliby także wprowadzić jawność płac wszystkich pracowników i pracodawców. OPZZ obiecywał nawet projekt ustawy w tej sprawie. "Ujawnienie PIT, szczególnie przez osoby zajmujące ważne funkcje w życiu społecznym, ucięłoby spekulacjena temat poziomu dochodów elit biznesu, polityków czy dziennikarzy. Dzięki temu powszechna stałaby się wiedza, jaka jest relacja między poziomem wynagrodzeń związkowców (nawet tych najlepiej zarabiających) i poziomem dochodów prezesów spółek, elit dziennikarskich czy środowisk politycznych" - tłumaczyła w 2013 roku w swoim stanowisku strona związkowa.Ponadto upowszechnienie tych informacji mogłoby pomóc walczyć z dyskryminacją płacową w firmach. O tym, komy tak naprawdę służy tajemnica płac w Polsce, przeczytasz tutaj>>Jak na razie projektu nie ma, a zgodnie z przepisami Kodeksu cywilnego i Kodeksu pracy wynagrodzenie jest zaliczane do dóbr osobistych pracowników, podlega ochronie i jest objęte tzw. autonomią informacyjną. Jak potwierdził Sąd Najwyższy w uchwale z 1993 roku, wysokość zarobków poszczególnych pracowników jest tajna, a ich udostępnienie jest naruszeniem dóbr osobistych. Pracodawca nie ma przy tym prawa przekazywać informacji o zarobkach pracownika nie tylko innym osobom zatrudnionym  firmie (czyli współpracownikom), ale także osobom trzecim. Wyjątki muszą wynikać z konkretnych przepisów prawa.3. Dłuższy tydzień pracyWiele kontrowersji wywołał poselski projekt ustawy nowelizującej przepisy Kodeksu pracy. Zgodnie z nim pracodawca za przepracowany dzień wolny będzie miał prawo wypłacić zatrudnionemu dodatek do wynagrodzenia za każdą przepracowaną godzinę w tym dniu. Teraz w takiej sytuacji pracownikowi należy się dzień wolny, nawet wówczas, gdy pracownik wolałby gotówkę. Więcej na ten temat przeczytasz tutaj>>Według związków zawodowych i Polskiej Inspekcji Pracy zmiana oznaczałby likwidację pięciodniowego tygodnia pracy. Zdaniem PIP, wypłata dodatku na wniosek zatrudnionego sprawiłaby, że rekompensowanie w ten sposób zatrudnienia w dniu wolnym stałoby się powszechną praktyką.Tym opiniom stanowczo zaprzeczył minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz i zaznaczył, że projekt PO nie wprowadza sześciodniowego tygodnia pracy. "Tydzień pracy jest pięciodniowy i to się nie zmieni. Nie po to były pewne zmiany, które zaszły wiele lat temu, żeby wracać do złego kierunku" - mówił minister w Sejmie 20 października, broniąc propozycji PO.4. Ozusowanie śmieciówekDonald Tusk, zanim odszedł z rządu, postanowił zrobić jeszcze porządek z umowami, na jakich pracują Polacy. A dane są niepokojące - na umowach śmieciowych, czyli kontraktach zawieranych, by ominąć prawo pracy (chodzi o umowy zlecenia, o dzieło i samozatrudnienie) - pracuje co szósty Polak>> W swoim tzw. drugim exposé były już premier przedstawił wyliczenia, z których wynika, iż ponad 5,5 miliona ludzi nie płaci lub płaci zaniżone składki na ubezpieczenia i obciążenia podatkowe. W związku z tym Tusk ogłosił zresztą rok 2014 "początkiem końca śmieciówek". "Rozpoczniemy prace nad zakończeniem niechlubnej ery śmieciówek; (...) śmieciówki to praca odarta z godności i poczucia bezpieczeństwa na przyszłość. Zaproponujemy rozwiązania, które będą pierwszymi krokami, które będą początkiem tego marszu" - mówił Tusk, przedstawiając plany rządu na ten rok.Rząd zaczął od oskładkowania umów-zleceń. Propozycje - z pewnymi oporami - poparli zarówno pracodawcy, jak i związki,i w efekcie w październiku Sejm uchwalił regulacje w tej sprawie. Zgodnie z nowelizacją ustawy o ubezpieczeniach społecznych od 1 stycznia 2015 r. ozusowane zostaną dochody członków rad nadzorczych, a dopiero od 1 stycznia 2016 r. powstanie obowiązek odprowadzania składek do ZUS od wszelkich umów zleceń do wysokości minimalnego wynagrodzenia za pracę.5. Maksymalny limit trwania umówRząd chce także znowelizować Kodeks pracy, aby przeciwdziałać nadużywaniu zawierania terminowych umów o pracę.Zgodnie z przedstawionymi w październiku propozycjami Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej, okres zatrudnienia na podstawie umowy o pracę na czas określony nie będzie mógł przekroczyć 33 miesięcy. Ponadto łączna liczba tych umów nie będzie mogła przekraczać trzech. Jeżeli limity te zostaną przekroczone, to dzień po upływie 33 miesięcy, bądź od dnia zawarcia czwartej umowy, pracownik będzie traktowany jak zatrudniony na podstawie umowy na czas nieokreślony.Propozycje MPiPS zakładają również, że długość okresu wypowiedzenia umowy o pracę zawartej na czas określony ma być uzależniona od okresu zatrudnienia u danego pracodawcy analogicznie, jak w przypadku umowy zawartej na czas nieokreślony. Okresy wypowiedzenia umowy na czas określony i na czas nieokreślony miałyby więc wynosić: 2 tygodnie - w przypadku zatrudnienia u danego pracodawcy przez okres krótszy niż 6 miesięcy; 1 miesiąc - w przypadku zatrudnienia przez okres co najmniej 6 miesięcy oraz 3 miesiące - w przypadku zatrudnienia okresu co najmniej 3 lat. 
Sprzedający ma obowiązek poinformować kupującego o wszelkich wadach, jakie posiada pojazd. Zarówno fizycznych, jak i prawnych. Jak zatem dochodzić roszczeń w przypadku rażących nieścisłości pomiędzy ogłoszeniem a stanem faktycznym?  „Prawie jak igła, nówka sztuka, piękne cacko z Niemiec, bezwypadkowy, serwisowany, oryginalny przebieg, super stan, stan idealny” – tak kilkaset tysięcy Polaków codziennie zachwala swoje auta, wystawiając je na sprzedaż w popularnych serwisach aukcyjnych i ogłoszeniowych. Choć ogromna większość tych zapewnień jest zgodna z rzeczywistością, zdarzają się przypadki kiedy auto ma wady ukryte lub absolutnie odbiega od opisu w ogłoszeniach.Zgodnie z prawem sprzedający ma obowiązek poinformować kupującego o wszelkich wadach, jakie posiada auto. Dotyczy to zarówno wad fizycznych, jak i prawnych. Także w ogłoszeniu. - Poza sporem w orzecznictwie jest okoliczność, iż umyślne ukrycie wady jest podstępnym zatajeniem wady rzeczy sprzedanej. Przykładowo, wydanie książki gwarancyjnej, w której „gwarantuje się posiadaczowi pojazdu, że dostarczony pojazd jest wolny od wad materiałowych i fabrycznych” jest równoznaczne z zapewnieniem sprzedawcy o dobrej jakości towaru. Jeśli potem okaże się, że wady istnieją, a sprzedawca nie podał całej prawdy o stanie auta kupujący ma prawo dochodzenia swoich uprawnień z tytułu rękojmi na drodze sądowej. Nie traci on uprawnień z tytułu rękojmi, nawet jeśli nie dochowa wyznaczonych przepisami terminów – informuje Maciej Broniecki, Radca Prawny z Kancelarii Dauerman. Co jeśli opis w ogłoszeniu jest niezgodny z rzeczywistym stanem technicznym oglądanego przez nas auta i posiada wady ukryte? W takiej sytuacji kupujący ma dwa modele dochodzenia roszczeń. Pierwszy to uprawnienia z tytułu rękojmi wskazane w Kodeksie cywilnym jeżeli kupił auto od osoby fizycznej nie prowadzącej działalności gospodarczej, albo przedsiębiorca kupił auto od innego przedsiębiorcy.- Co do zasady kupujący może od umowy odstąpić albo żądać obniżenia ceny. Jeżeli kupujący będący konsumentem kupił auto od przedsiębiorcy (np. w salonie) to przysługują mu roszczenia z tytułu niezgodności towaru z umową. Co do zasady będzie to żądanie doprowadzenia go do stanu zgodnego z umową przez nieodpłatną naprawę albo wymianę na nowy. W dalszej kolejności ma on prawo domagać się stosownego obniżenia ceny albo odstąpić od umowy. Oba modele dochodzenia roszczeń mogą być oczywiście dochodzone na drodze postępowania sądowego – dodaje Maciej Broniecki.Warto przypomnieć, że od 25 grudnia 2014 r. zasady dochodzenia roszczeń zarówno przez konsumentów jak i przez przedsiębiorców zostaną ujednolicone w Kodeksie cywilnym. Oprócz odpowiedzialności cywilnej nieuczciwemu sprzedawcy mogą nawet grozić sankcje wynikające z kodeksu karnego w związku z popełnieniem przez niego przestępstwa oszustwa. Najczęściej dotyczy to sytuacji, w których kupiony pojazd miał „przebijane numery” i pochodził z przestępstwa. Zobacz także:Motoryzacja: Złom jeździ po polskich ulicach. I to legalnie »Kilka tysięcy nowych Opli z wadami układu kierowniczego »Polska motoryzacja dobrze się rozwija »Policja zmienia auta: W planach Fiesta, Yaris, Polo i Micra » Jak zatem do wprowadzających w błąd ogłoszeń podchodzą serwisy aukcyjne i ogłoszeniowe? Zapytaliśmy o to największy na rynku serwis sprzedażowy, posiadający w swym portfolio otoMoto.pl. Jak poinformowało nas Allegro opisy ofert w serwisie tworzą sprzedający i tym samym odpowiadają za umieszczane w tych opisach treści. Zgodnie z art. 5.4 Regulaminu „opis Towaru powinien być rzetelny i kompletny oraz nie może wprowadzać w błąd innych Użytkowników, w szczególności co do właściwości towaru, takich jak: jego jakość, pochodzenie, marka czy producent. Opis towaru powinien być zgodny z wymogami prawa, w szczególności powinien zawierać wymagane w określonych okolicznościach informacje, w tym informacje wskazane w obowiązujących przepisach dotyczących ochrony konsumentów. Użytkownik ponosi pełną odpowiedzialność za treści umieszczone przez siebie w opisie Transakcji, w tym jest odpowiedzialny za wszelkie błędy lub nieścisłości takiego opisu.”Allegro informuje, że ilość zgłoszeń dotyczących nieprawidłowości w opisach ogłoszeń motoryzacyjnych jest marginalna. Niemniej jeśli otrzymuje takie zgłoszenie, informowany o tym fakcie jest wystawiający. - Jednocześnie prosimy o sprawdzenie czy opis oferty został poprawnie sformułowany i dokonanie ewentualnych zmian” – informuje Anna Tokarek, PR Brand Manager Allegro.pl. Oczywiście to, że liczba zgłoszeń do Grupy Allegro jest marginalna, nie oznacza to, że ilość takich przypadków jest znikoma. Nawet jeśli sprzedawca wie o wadzie produktu, często pomija pytania o stan techniczny milczeniem lub bezpieczną frazą "nie wiem". To oczywiście jeszcze bardziej utrudnia dochodzenie sowich prawa, choć nie jest to niemożliwe. Oczywiste zdaje się też to, że łatwiej wyegzekwować swoje prawo od firmy, np. osoby prowadzącej działalność usługową w postaci sprzedaży aut, a  o wile trudniej walczyć o swoje prawa odo prywatnego sprzedawcy. 
Przepisy obowiązują tak samo na drodze, ścieżce rowerowej i na chodniku. Oto najpowszechniejsze wykroczenia, których należy się wystrzegać, jeżeli nie chcemy zapłacić mandatu.  Zgodnie z prawem, mandat karny to uproszczony tryb postępowania w sprawach z nałożoną grzywną za wykroczenie. W powszechnym rozumieniu jest to dokument nakładający grzywnę. Niezależnie od tego, którą definicję przyjmiemy - zawsze kiedy mowa o mandacie, kieszeń osoby, która dopuściła się wykroczenia staje się mniej zasobna.Aktualny taryfikator mandatów (2013/2014) przewiduje liczne grzywny, zarówno dla kierujących pojazdami, rowerzystów jak i pieszych. Oto najpowszechniejsze wykroczenia, o których warto pamiętać, aby uniknąć mandatu.  Za kierownicą:-  Kierowanie pojazdem bez wymaganych uprawnień.Jeżeli zatrzymana zostanie osoba, która prowadzi samochód, a wcześniej straciła prawo jazdy, lub nigdy go nie utrzymała otrzyma mandat w wysokości od 300 do 500 zł. Rzecz jasna w tym przypadku nie grożą żadne punkty karne. -  Kierowanie pojazdem bez wymaganych dokumentów.Samo posiadanie prawa jazdy to nie wszystko. Wsiadając do samochodu należy zawsze pamiętać o komplecie dokumentów. Są to prawo jazdy, dowód rejestracyjny oraz potwierdzenie zawarcia umowy obowiązkowego ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej posiadacza pojazdu lub dokument stwierdzający opłacenie składki tego ubezpieczenia. Za brak każdego z nich zapłacić trzeba 50 zł, łącznie mandat nie wyniesie jednak więcej niż 250 zł.- Jazda wzdłuż po chodniku lub przejściu dla pieszych.Przepisy nie są obojętne także wobec kierowców, którzy zapominają, gdzie kończy się jezdnia. Za rajd po chodniku lub wjechanie na przejście pożegnamy się z kwotą 250 zł-  Oddalenie się kierującego od pojazdu, gdy silnik jest w ruchu.Takie sceny możemy kojarzyć z filmów o napadach na bank. W prawdziwym życiu też wiążą się z utratą pieniędzy, ale przez kierowcę. Manat to 50 zł.- Przejechanie na niedozwolonym świetle.Chociaż instruktorzy na kursach przypominają, że popularna "zielona strzałka" nie oznacza swobodnego przejazdu, wielu kierowców widząc ją nawet nie myśli o zatrzymywaniu się. Jeżeli zostaną na tym przyłapani zapłacą 100 zł.Na rowerze.- Naruszenie przepisów o korzystaniu z chodnika lub drogi dla pieszych.Podobnie jak kierowcy, rowerzyści mają tendencję do zapominania, że ścieżka rowerowa nie obejmuje całego świata. Przypomnijmy: rowerzysta ma prawo jechać chodnikiem dla pieszych gdy: opiekuje się jadącym rowerem dzieckiem w wieku do lat 10-ciu, pogoda zagraża jego bezpieczeństwu, szerokość chodnika wzdłuż drogi, na której ruch jest dozwolony z prędkością ponad 50 km/h, wynosi co najmniej 2 m i brakuje wydzielonej drogi rowerowej oraz pasa ruchu dla rowerów. W innym wypadku rowerzysta może stracić 50 zł.- Kierowanie bez uprawnień rowerem.Te przepisy dotyczą osób między 10 i 18 rokiem życia. Od osób pełnoletnich nie wymaga się dokumentu uprawniającego do kierowania rowerem. Za brak karty rowerowej, lub innego dokumentu uprawniającego do jazdy rowerem, grozi 100 zł.- Naruszenie przez kierującego rowerem lub motorowerem zakazu czepiania siępojazdów.Za popularne "holowanie" grozi mandat w wysokości 100 zł.- Przewożenie na rowerze osoby w stanie nietrzeźwości, stanie po użyciu alkoholu lub środka działającego podobnie do alkoholu.To jeden z wyższych mandatów, jakie grożą rowerzystom. Za odurzonego pasażera trzeba oddać państwu 150 zł.- Wjazd rowerem na autostradę, drogę ekspresową lub inną, która nie jest przeznaczona dla ruchu rowerowego.To wykroczenie nie wymaga komentarza. Rowerzysta, który wycieczkę zaplanował przez autostradę straci 250 zł.Piechotą- Wchodzenie na jezdnię bezpośrednio przed jadący pojazd.Pasy na jezdni nie są wydzieloną enklawą dla pieszych. Wejście tam w momencie kiedy nadjeżdża samochód to strata 50 zł. Jeżeli pieszy postanowi sobie skrócić drogę biegiem przez ulicę w miejscu innym niż przejście straci 100 zł.- Wchodzenie na torowisko gdy zapory lub półzapory są opuszczone lub rozpoczęto ich opuszczanie.Podobnie sprawa wygląda w przypadku kontaktu z komunikacją kolejowych. Za przejście po szlabanem grozi 50 zł.- Naruszenie przez pieszego idącego po poboczu lub jezdni obowiązku poruszania się po lewej stronie drogi.Po wejściu na pobocze lub jezdnię należy trzymać się lewej strony drogi. W innym wypadku można zapłacić 50 zł.- Naruszenie przez pieszych obowiązku poruszania się po jezdni jeden za drugimTrzeba też pamiętać, że pieszych na jezdni i poboczu obowiązuje marsz "gęsiego". Inaczej: 50 zł.Na podstawie: taryfikator mandatów 2013/2014 r.źródło :Gazeta Prawna